„Zamiast musu kupiła wnuczce alko-tubkę. Prawie się popłakała z nerwów!”. A gdyby zamiast butelki ze smokiem podała dziecku pół litra czystej wódki!?
Nie ma się co śmiać, to są poważne ludzkie dramaty, na miarę naszych czasów! Tak zaczęła się kolejna z idiotycznych, acz symptomatycznych gównoburz III RP.
W międzyczasie blogosfera zareagowała prawidłowo, wyśmiewając i dętość całość afery, i coraz bardziej żenującą cyrkowość Donalda Tuska, któremu spodobało się widocznie przebieranie za Zełeńskiego podczas powodzi, wziął się więc za załatwianie po męsku najważniejszych problemów dręczących polskie społeczeństwo („Czesław, będę bardzo prosił...!”). Szybko więc ustalono, że afera alkosaszetkowa zatacza coraz szersze kręgi. Ujawniono, że jacyś kombinatorzy produkują i sprzedają piwo w puszkach, niczym zwykłą colę! Przecież to może dojść do tragedii! A wódka?! Przecież flaszki z gorzałą nie sposób odróżnić od takiej z octem. Wyobrażacie to sobie?! „Chciałem sobie polać galaretę, a tu – wódka! Myślałem, że się rozpłaczę!”.
Niektórzy zawsze klaszczą
Najzabawniejsze przy tym, że mimo dość jednoznacznej reakcji internetowych komentatorów całe to ordynarnie pozaprawne przywalenie się rządu i mediów do prywatnego biznesu – zostało w głównym nurcie i publikatorach branżowych przedstawione jako przykład „skutecznej oddolnej akcji konsumenckiej zrealizowanej w mediach społecznościowych”... To prawda, nieliczni i ci co zawsze klaskali. Jedni, bo to przecież TEN rząd, ten właściwy, uśmiechnięty, nie tamten, nieprawidłowy, więc wszystko co czyni MUSI być z zasady słuszne i właściwe, nieważne, czy to antybobrzenie, czy określanie kształtu dozwolonych opakowań. Inni są za, bo zawsze są za, gdy coś mówią w telewizji. To już co najmniej dwa pokolenia wychowane w całkowitej powolności wobec przekazu medialnego, reklamy czy pozoranckiej polityki demoliberalnej. No i wreszcie przyklasnęły sukcesowi TuskoHołowni w walce o butelkizację wódki mentalne stare baby (obu płci i dowolnego wieku), powtarzające „Te alkotubki… No tak, ale Polacy to za dużo piją!”, rzecz jasna ani na chwilę nie zatrzymując się nad zagadnieniem czy ten pijaczek z sąsiedztwa, którego mają na myśli, naprawdę nabąblował się akurat wódą z torebeczki z ustnikiem?
Korupcja, woluntaryzm, a może coś jeszcze?
Dlaczego jednak ten pokaz żenady nazwano na wstępie mimo wszystko znaczącym? Po pierwsze, bo wydaje się oczywistym przykładem jednoczesnej korupcji i niczym nieskrępowanego woluntaryzmu prawnego już nie w odniesieniu do bytów raczej abstrakcyjnych społecznie, jak sądownictwo, ale dotykalnych, jak codzienna konsumpcja i związana z nią działalność gospodarcza. Traktując bowiem sprawę serio, to takie akcje sponsoruje zapewne ten producent alkoholu, który w asortymencie nie ma podobnych opakowań, czyli tak, jak było z małpkami (które ostatecznie załatwia się właśnie eliminując z innego krzykliwego absurdu i złodziejstwa, czyli systemu kaucyjnego à la III RP). Oto bowiem cała tajemnica zaangażowania medialno-politycznego. W III RP kupuje się wszak zarówno zezwolenia, jak i zakazy dla konkurencji. Taka lokalna odmiana wolnego konkurowania w sponsorowaniu władzy i wymienianiu z nią... przysług.
Dlaczego tak nienawidzą rozsądku?
Po drugie aferka alkosaszetkowa nieodmiennie przypominać nam, że zaledwie nieco ponad dwa lata temu tak wielu, zwłaszcza polityków i ludzi mediów, z taką pogardą, wręcz z nienawiścią wymawiało słowa ZDROWY ROZSĄDEK. I od tamtej pory nic się nie zmieniło, chyba, że na gorsze. Cenzura dotyczy kolejnych dziedzin życia, którą poddawane są coraz bardziej uciążliwym regulacjom w trybie konferencji prasowej premiera („Czesław…!”). A skoro coraz mniej, właściwie nic w działaniach polityków, oligopoli medialnych i karteli medialnych nie zgadza się ze zwykłym poczuciem sensu – to znaczy, że o czymś widać nie wiemy. Że może poza przykrywaniem gównoburzami realnie istniejących problemów – mamy do czynienia ze stałym trendem, w ramach którego coraz bardziej normalne staje się dla nas to, co normalne i racjonalne żadną miarą nie jest, jak choćby ograniczanie naszych praw konsumenckich czy obowiązujących dotąd zasad prowadzenia działalności gospodarczej (i tak w III RP zdecydowanie przeregulowanej). Nie w tym zatem rzecz czemu uparli się akurat na saszetki z alkoholem – tylko, że znowu przywalają się do spraw, które najmniej powinny zarządzających obchodzić. I robią to zupełnie bezkarnie, bo skoro chcą, to mogą.
Kiedyś przyjdą po coś ważniejszego niż jakaś badziewna tubka ze świństwem – a przyjdą na pewno i to już niedługo. I znowu wielu będzie klaskać, choć przychodzących już nawet nie będzie to obchodzić. Najbardziej zaś podejrzani będą ci, którzy zachowają resztki zdrowego rozsądku. Nawet popijane wódką, niekoniecznie z saszetki…
Konrad Rękas
ZGŁOŚ NADUŻYCIE