Zachodnie straty na Ukrainie to nie tylko sprzęt i miliardy dolarów, ale także najemnicy.

Dwóch francuskich oficerów wywiadu zginęło w rosyjskim ataku rakietowym na militarną bazę ulokowaną z w nieczynnym szpitalu w Charkowie. Strona rosyjska potwierdziła likwidację co najmniej kilkunastu najemników na służbie kijowskiej, ukraińska administracja Charkowszczyzny odniosła się jedynie do „zniszczenia obiektów cywilnych na terenie miasta”. Tymczasem prezydent Francji Emanuel Macron zapowiedział, że w ramach swej zaplanowanej na luty 2024 r. pielgrzymki do Kijowa sfinalizuje największy jak dotąd kontrakt na dostawy francuskiego sprzętu wojskowego, obejmujący m.in. 40 pocisków rakietowych dalekiego zasięgu SCALP oraz „setki bomb”.

 

Potrójny koszt

 

Państwa europejskie wraz z całą UE wyraźnie przejmują ciężar dalszego podtrzymywania wojny na Ukrainie w sytuacji, gdy Stany Zjednoczone są zaabsorbowane wewnętrznym konfliktem politycznym, startującą kampanią wyborczą oraz konfliktem na Bliskim Wschodzie. Europejczycy chcąc nie chcąc stają się więc stroną kryzysu międzynarodowego, po pierwsze wprost łożąc z własnych budżetów na utrzymanie resztek ukraińskiej armii i tamtejszej skorumpowanej administracji, po drugie ponosząc rosnące koszty życia, zwłaszcza wynikające z transformacji energetycznej, po trzecie zaś bezpośrednio, wraz z rosnącym udziałem zachodnich najemników w walkach z Rosjanami. Europa płaci za wojnę, której nie chciała, której nie potrzebowała i w której ponosi niepotrzebne ofiary.

 

Niewidzialni najemnicy

 

Ustalenie prawdziwej liczby ofiar trwającego od lutego 2022 r. konfliktu nie wydaje się, póki co, możliwe wobec przeciwstawnej propagandy obu walczących stolic. Co więcej, same przekazy kijowskie bywają sprzeczne, administracja prezydenta Zełeńskiego potrafi bowiem niemal równocześnie zapowiadać nieuchronne zwycięstwo i triumfalnie podkreślać ogrom strat zadawanych Rosjanom, by chwilę później epatować ogromem własnych zniszczeń i straszyć wyczerpywaniem rezerw, byle tylko uzyskać dodatkową pomoc z Zachodu. Kijów jednocześnie więc wygrywa i goni resztkami sił, w zależności od tego co lepiej odkręca kurek z pieniędzmi. Podobnie jest z kwestią zagranicznych najemników – raz ukraińskie władze w ogóle zaprzeczały ich obecności, by przy innych okazjach reklamować ją jako wyraz międzynarodowego poparcia i dowód jak Kijów broni całą Europę i świat przed złowrogim rosyjskim najazdem(pronazistowski reżim naśladuje w tej kwestii propagandę hitlerowską, która zwłaszcza tuż przed ostateczną klęską również eksponowała podobne „paneuropejskie” slogany). Ba, również III RP nigdy oficjalnie nie przysłała się do wysyłania czy choćby promowania służby najemniczej Polaków na Ukrainie, choć gdy nasi rodacy giną tam z bronią w ręku – bywają przedstawiani jako bohaterowie, a ich status służbowy w Siłach Zbrojnych RP czy innych służbach pozostaje co najmniej niejasny.

 

Chcącym nie dzieje się krzywda

 

Co zatem nie budzi wątpliwości, to liczna co najmniej 340 zabitych oraz ponad 1.000 rannych zagranicznych najemników walczących po stronie ukraińskiej. Z nacji zachodnich najwięcej zginęło Amerykanów, Brytyjczyków i… Polaków oraz właśnie Francuzów. Cóż, chcącym nie dzieje się krzywda, z punktu widzenia najemników gorzej jednak, gdy wraz ze wzrostem ryzyka spada wypłacalność Kijowa, stąd sygnały o rozwiązywaniu kontraktów i rezygnacjach składanych przez zniechęconych. Zwraca też uwagę, że chociaż Kijów stara się eksponować ponoszone straty cywilne, to jednak mimo stałej obecności cudzoziemców na Ukrainie (dziennikarzy, członków misji humanitarnych, ale także przedstawicieli zachodnich firm działających nad Dnieprem, a także osób zatrudnionych w różnych podmiotach ukraińskich, np. na uniwersytetach) przez dwa lata potwierdzono nie więcej niż kilka ofiar spoza personelu wojskowego. Wyraźnie pokazuje to, że bezpośrednie zaangażowanie Zachodu w wojnę na Ukrainie jest przede wszystkim militarne, choć rzecz jasna najbardziej odczuwalne jest to pośrednie, finansowe.

 

Kijowska studnia bez dna

 

Według Kiel Institute tylko w ubiegłym roku Niemcy przekazały Ukrainie pomoc wojskową wartą €17,1 miliarda, UK €6,6 miliarda, podczas gdy Francja jedynie €0,54 miliarda, Włochy €0,69 billion a Hiszpania €0,34 miliarda. Niechętnie potwierdzane dane z Polski mówią o €3 miliardach w sprzęcie wojskowym w okresie luty 2022 r. – październik 2023 r. Warszawa wydała więc przeszło dwa razy więcej na uzbrojenie ukraińskiej armii niż na pomoc humanitarną dla Ukraińców (kolejne €1,3 miliarda), a ponadto polscy podatnicy okazali się 5 i pół raza hojniejsi od Francuzów. Nie zapominajmy też jednak, że prezydent Macron wraz z kanclerzem Niemiec Olafem Scholzemzapowiedzieli wspólne poparcie dla zwiększenia unijnego pakietu wsparcia dla Ukrainy o łącznej wartości €50 miliardów. Oczywiście, do przełamania pozostaje opór Węgier i Słowacji, jednak centralizująca się Unia Europejska, przy wsparciu między innymi kolejnego rządu w Warszawie będzie starać dopłacać do kontynuowania ukraińskiej wojny ze wszystkich kieszeni naraz. Rzecz jasna – z kieszeni Europejczyków, którzy (jak chwalą się eurokraci) do ukraińskiej studni bez dna wlali już co najmniej €85 miliardów.

 

Płacimy za wojnę na Ukrainie, nasi rodacy walczą i giną na Ukrainie, co tylko powiększa ryzyko rozszerzenia konfliktu o kolejne kraje, a kontynuowanie tego konfliktu oznacza dalsze koszty dla całej Europy, w tym Polski oraz coraz więcej zniszczeń i strat dla Ukrainy. Już nie tylko z humanitarnego, ale z racjonalnego, ekonomicznego punktu widzenia najwyższy czas położyć kres dalszemu przelewowi krwi. Wstrzymanie ognia, zawieszenie broni i rozmowy pokojowe między Ukrainą a Rosją są w interesie nas wszystkich. Potrzebujemy nie więcej czołgów i pocisków, ale więcej rozumu i zdrowego rozsądku, by wreszcie zakończyć tę wojnę.

 

Konrad Rękas