Problem ze szczepionkami nie polega bynajmniej na tym co w sobie zawierają - bo miejmy nadzieję, że nic.

Albo że są równie radośnie nieskuteczne i niepotrzebne, jak szczepionki na grypę. Istotne jest tylko to, że nie ma podstaw, by szczepić się na chorobę tak znikomo szkodliwą, jak infekcja górnych dróg oddechowych zwana COVIDem. Szczepić się więc można jedynie dla świętego spokoju, którego przecież jednak i tak się nie uzyska - i dokładnie z żadnego racjonalnego powodu ponadto.

 

Ale oczywiście, jeśli ktoś chce, z jakiegoś prywatnego powodu szczepionkę przyjąć – to przecież powinna to być tylko jego decyzja. Niestety, jej świadome podjęcie utrudnia nie tylko globalna propaganda, polityka poszczególnych państw i wciąż nakręcana społeczna histeria – ale także postawa ludzi z pozoru i dotychczas wydawałoby się rozsądnych, którzy nawet nie zauważyli, że znaleźli się po jednej stronie tego fundamentalnego podziału ludzkości cały czas upierając się, że wcale nie zajęli żadnego stanowiska. Właśnie dlatego nie lubię stawiania znaku równości między skrajnymi postawami pro- i anty-COVIDowymi. O ile bowiem faktycznie szurostwo i moheryzm okazywane w dowolnej opcji i kwestii są ogólnie męczące i nieeleganckie – to nie może dziś być mowy o żadnej równowadze szkodliwości głównego nurtu COVIDpropagandowego i jego najbardziej radykalnych krytyków. 

 

Kto szkodzi bliźniemu?

 

Mimo bowiem prób kreowania jakieś strasznego antyszczepionkowego ekstremizmu, bojówek i terrorystów napadających na pokojowe punkty szczepionkowe – wszystko to przecież na całe mile śmierci prowokacją i medialną kreacją. To nie „foliarze” rzucali ludzi w maskach na glebę podczas wieczornych spacerów półtora roku temu – robiła to policja w służbie COVIDiańskiego rządu. To nie bezmaseczkowcy darli mordy, wyrzucali ze sklepów i autobusów wszystkich wyglądających inaczej – tylko czyniło tak COVIDORMO. To nie „antyszczepionkowcy” wreszcie zabraniają chętnym wystawiać łapki do zastrzyków – to ludziom, którzy nie widzą w nich sensu odmawia się prawa wyboru i decydowania o własnym zdrowiu, ciele i życiu. I tak dalej – NIE MA RÓWNOWAGI. Jedni ekstremiści bezkrytycznie popierają prześladowanie i przymuszanie wszystkich innych – a niewielka grupka spośród tych innych prosi tylko, by mogła zostać zostawiona w spokoju. Gdzie tu jest miejsce na bujanie się na obcasach w pozycji środka?

 

Albo popiera się PRZYMUSZANIE i DYSKRYMINOWANIE – albo opowiada się za przynajmniej TOLEROWANIEM czyjegoś prawa do zdania odrębnego. Albo-albo. Tu nie ma miejsca na żadne centrum z całym tym „och, jestem ponad to…!”, z wygodnym „oj tam, oj tam, dajcie spokój, to tylko…”.  „Foliarze” mogą sobie wierzyć w co zechcą – ale nikomu krzywdy nie czynią, a jeśli nawet – wg COVIDian – krzywdzą siebie, to nikomu nic do tego. I przeciwnie, jeśli to ekstremiści w trzech maseczkach, sześciu przyłbicach i po czterech dawkach dali się oszukać - wówczas wszystkie fatalne skutki ostatnich dwudziestu miesięcy obciążają ich naiwność i głupotę. Nie ma centrum, nie ma środka. Albo się myśli, jest się konsekwentnym i logicznym nawet niechcący, będąc poza tym kompletnym szurem – albo jest się ekstremistą naprawdę szkodliwym, odbierającym cudzą wolność.

 

Może i „foliarze” nie mają racji i oby tak było – ale stać po ich stronie to po pierwsze przyzwoitość, a po drugie zdrowy rozsądek. A kto chce sobie wierzyć „ekspertom” – jego wola i prawo. Tylko niech da nam żyć w spokoju.

 

Konrad Rękas

Konserwatyzm.pl