Kiedy do władzy w Polsce doszło PiS - wielu Rosjan powtarzało "No, ci się z nami dogadają, bo to przecież patrioci!".

 

Oczywiście, nic takiego nie nastąpiło, bo nawet ci w PiS-ie, którzy faktycznie za patriotów się mają - bardziej nienawidzą Rosji i kochają USA niż myślą o Polsce. Pojawienie się Konfederacji również wzbudziło nadzieje niektórych Rosjan, w duchu "No, ci to już są tacy polscy patrioci - że już na pewno się z nami dogadają!". Niestety, nie przewidziano, że wielu naszych sympatycznych kolegów bardziej od Polski - kocha swój "antykomunizm" i neo-liberalizm...

 Gdy więc wybuchła ostatnia gównoburza o "wyzwolenie" - Rosjanie zachowali przeważnie zupełnie pragmatyczny spokój, co najwyżej po cichu pytając "Oni tak muszą, żeby się uwiarygodnić, to taka gra jest?".

 

 Niestety, obawiam się, że odpowiedź brzmi: NIE.

 

  Szczerość, nie zauroczenie

 

 Cała energia zmiany obecnych fatalnych i absurdalnych stosunków polsko-rosyjskich, w przypadku kierownictwa Konfederacji sprowadza się do pouczania Rosjan czemu powinni byli popierać Własowaalbo dlaczego teraz najważniejsze, żeby sobie obniżyli podatki. Jasne, jest to jakiś postęp wobec PiS-owskiej nienawiści do wszystkiego co ruskie (włącznie z pierogami). Do realnej pacyfikacji stosunków i pragmatycznej współpracy polsko-rosyjskiej - nadal jednak z tych pozycji daleko.

 

 Oczywiście, normalizacji współczesnych stosunków Polski z Rosją nie przeprowadzi się też bynajmniej powtarzając jak lubi się Rosjan i jak się jest wdzięcznym Armii Czerwonej za wyzwolenie. Co więcej, pragmatyczni Rosjanie wcale tego nie oczekują, doskonale rozumiejąc, że prawdziwe porozumienie będzie skuteczne TYLKO wtedy, gdy po obu stronach będzie oddawać prawdziwe nastawienie, a nawet emocje większej części społeczeństw. Mówiąc prościej: Polaków z Rosjanami dogada nie ktoś, kto "kocha Rosję" - tylko ci naprawdę kochający Polskę.

 

  Potrzeba pragmatyzmu

 

 Sęk w tym jednak, że ci ostatni Rosjanie, którzy jeszcze sentymentalnie liczą na jakieś modus operandi z Polakami - zupełnie błędnie zakładali i zakładają, że wystarczy po polskiej stronie głośno artykułować cele polskie - by sam rozsądek doprowadził do rozwiązania wszelkich sporów z Rosją, jako naturalnie sprzecznych z polską racją stanu. W III RP bowiem ci głośno mówiący o swym patriotyzmie to albo wprost obca agentura - albo ludzie o ograniczonych horyzontach, łatwo ulegający presji "jedynie obowiązujących poglądów".

 

 Niestety, widać to na przykładzie niektórych naszych kolegów - Konfederatów. Niezależnie od formy - mieliby oni pełne prawo wyrażać najbardziej nawet krytyczne i kategoryczne opinie na temat historycznych relacji polsko-rosyjskich (i pochodnych), O ILE JEDNOCZEŚNIE zachowaliby pragmatyczny, zdroworozsądkowy stosunek wobec dzisiejszych i zwłaszcza przyszłych wyzwań naszej polityki wschodniej. Niestety jednak, można mieć co do tego poważne wątpliwości. Tak jak nie można było mieć złudzeń co do "pseudo-patriotycznego" PiS-u, tak jak nie ma powrotu do "demokratycznego resetu PO" (też przecież będącego zaledwie echem dominującej wówczas tendencji ideologiczno-geopolitycznej Zachodu), tak i koledzy z Konfederacji wobec Rosjan zdobyć się umieją co najwyżej na pouczanie ich o niewłaściwości komunizmu i sowietyzmu, co (choć w wielu aspektach słuszne) - niczego do współczesnego polsko-rosyjskiego dyskursu nie wnosi.

 

  Podpuchy zastępcze

 

 Przy okazji warto też zauważyć pewien ciekawy problem także z polskimi neo-neo-nazistami, dziś kręcącym się gdzieś przeważnie koło bywszego Szturmu, poza tym jednak całkiem ciekawego, a więc w okolicach "post-piłsudczykowskiego nacjonalizmu europejskiego" (tak, są takie dziwy!). Sprowadza się on mianowicie do tego, że ulegający tej modzie uparcie nie dostrzegają dwóch kluczowych czynników:

 

 Po pierwsze, że ten tak im odpowiadający nazizm/neo-nazizm, nawet w swej wersji paneuropejskiej - nigdy nie był niczym więcej niż ideologią germańskiej dominacji nad Kontynentem. A zatem Słowianin wierzący, że będzie "prawdziwym nazistą" - jest jeszcze śmieszniejszy niż latyniec powtarzający z mazowieckim akcentem "My, przedstawiciele cywilizacji Zachodu, wynalazcy gotyku".

 

 Po drugie zaś, że konstrukt nacjonalizmu europejskiego nie może się ostać geopolitycznie bez oparcia o integrację całej Eurazji. Zapalona rusofobia, a nawet slawiofobia tego środowiska jawi się więc niepokonywalną sprzecznością wewnętrzną i elementem samobójczym w obrębie ruchu.

 

 Co ciekawe, są to elementy, od których dawne ekipy polskich eNeSów przeważnie bywały wolne (przynajmniej w takim natężeniu), co może wskazywać na sztuczny, przywleczony charakter tej pułapki na niektórych spragnionych radykalizmu młodych narodowców. W Polsce, inaczej niż na Zachodzie - trudno by było wciąż wytworzyć jawnie pro-syjonistyczną fałszywkę, która by efektywnie imitowała polski nacjonalizm. Być może więc mamy do czynienia z podpuchami zastępczymi.

 

  Żadnych złudzeń wobec „lewicy” i reszty establishmentu

 

  Dla jasności – nie lepiej jest też na szeroko rozumianej lewicy (i „Lewicy”). Tyle tylko, że zachodzi tam mechanizm odwrotny - część SLD (oczywiście traktując to jako nic niekosztujące mrugnięcie do własnego elektoratu) jest wprawdzie mocno za historyczną współpracą polsko-radziecką, jak i przeciw współczesnej kooperacji polsko-rosyjskiej. A w najlepszym razie jest to dla liderów Lewicy zagadnienie obojętne. U reszty z tego kręgu zachodzi zaś skażenie demokratyzmem, elgiebetyzmem itp. blokady każące w pierwszym rzędzie pouczać Rosjan, że najpierw powinni np. zrobić geja prezydentem Czeczenii, a Leninapodmienić na Gretę... Z tej mąki chleba więc też nie będzie.

 

 Z kolei tak zwana „prawdziwa lewica” – tradycyjnie grzeszy doktrynerstwem i sektarianizmem, ogłaszaniem jak kluczowy pozostaje fakt czy ta konkretna fabryka powinna być własnością komuny czy spółdzielni, a nadto nie mogąca dojść do jednego zdania w trzy osoby, czy szósty akapit piątego koreferatu na siódmej kursokonferencji nie odstawał nadto od litery ósmego przypisu do dziewiątego listu Marksado trockistan…

 

 Ktoś zaraz pewnie napisze "No to PSL!" Problem polega jednak na tym, że partia ta nigdy dotąd nie uczyniła i nigdy nie uczyni niczego poza spełnianiem oczekiwań zachodnich zwierzchników Polski. To prosty handel wymienny - my wam co chcecie od Polski, a wy nam nie mieszacie w naszych finansowo-kadrowych wewnętrznych układankach. Stąd żaden przełom międzynarodowy nie wyjdzie, bo to się nie przełoży na żadne partykularne, bieżące zyski "ludowców". Cokolwiek by liderzy zielonych w wolnych chwilach nie opowiadali...

 

  Point de reveries

 

  Jeszcze raz i do znudzenia należy więc powtórzyć: Polski z Rosją nie pogodzi ani żaden "tajny krąg fanów Putina", ani oczywiście nikt ulegający modnej antyrosyjskiej histerii. Uspokojenie sytuacji i ponowne otwarcie Polski na korzystną i wzmagającą nasz potencjał współpracę ze Wschodem - przynieść może tylko połączenie zrozumienia naszego interesu narodowego z pogłębionym pragmatyzmem i racjonalizmem. To dlatego m.in. Polaków ogłupia się kolejnymi internetowo-telewizyjnymi gównoburzami - byśmy się na tak zimną kalkulację obecnych strat i możliwych korzyści nigdy nie zdobyli...

 

 Można też być zupełnie pewnym, że nie będzie żadnej zmiany w relacjach polsko-rosyjskich przychodzącej z wnętrza establishmentu politycznego III RP, ani od sił aspirujących do bycia jego częścią. Realistycznie rzecz ujmując polecenie normalizacji stosunków musiałoby więc przyjść z zewnątrz, od zagranicznych mocodawców "polskich elit" – albo marzycielsko, wiązać się z upadkiem, czy przynajmniej kryzysem/przesileniem systemu politycznego III RP. Innych opcji, póki co, nie widać.

 

  Czy więc całkiem nie ma nadziei? Nie, nie ma tylko miejsca na złudzenia.

 

 Jak dotąd z reguły Polaków i Rosjan godziły po prostu konieczności dziejowe i geopolityczne, choć przeważnie nie takie, których ktokolwiek mógłby jakoś szczególnie wyglądać i oczekiwać. A zatem nie można całkiem wykluczyć, że i w przyszłości będzie podobnie. Trzeba tylko być na to przygotowanym. Dlatego właśnie ludzi i środowiska rozumiejące znaczenie czynnika rosyjskiego dla Polski – nie mogą rezygnować, nawet widząc jałowość bieżących sporów i pseudo-awantur.

 

  Największy realista polskiej polityki, Roman Dmowskina chwilę przed dokonaniem dzieła odbudowy Polski – mógł być uważany za oderwanego od realiów marzyciela. A był po prostu gotowy, by odpowiedzieć na sprzyjające warunki międzynarodowe. Ponowienia których (toutes proportions gardées, ma się rozumieć…) Polsce, rodakom i sobie jak najszczerzej życzę.

 

Konrad Rękas

Xportal.pl

Rozbudowana wersja tekstu, opublikowanego na łamach Sputnik Polska.